Kto jeszcze pokochał Góry Izerskie, czyli tutaj nie możesz się nudzić
Jeszcze 4 miesiące temu nic nie wiedziałam o Górach Izerskich i nie miałam pojęcia, co tu się fajnego wyrabia. 4 miesiace wystarczyły, abym zobaczyła zupełnie inną Polskę. Za co i za kogo pokochałam Izery-zreszta nie tylko ja?
Góry Izerskie to szczególne miejsce na mapie Polski, które odkrywałam przez całe lato 2019.
Chyba nie ma takiego drugiego miejsca w Polsce, gdzie w każdej wsi spotkasz co najmniej jednego, jeśli nie kilku twórców czy artystów lokalnych, wytwarzających coś dla ciała i dla ducha. Latem w każdy weekend gdzieś w okolicy odbywa się pchli targ, jarmark, festiwal, warsztaty lub inna impreza integrująca lokalną społeczność i przyjezdnych.
Takim miejscem na przykład jest Kopaniec i jego mieszkańcy. W maju tego roku miałam okazję przebywać w ramach workaway 3 tygodnie w Dolinie Harmonii (dawnej Farmie 69) gdzie jej mieszkańcy Dana i Norbert oraz Filip, Magda i Kulka poza prowadzeniem usług agroturystycznych i organizowaniu warsztatów – realizują niezwykłe projekty. Kto bywał w tej okolicy może kojarzyć to miejsce ze średniowieczną osadą, w której wciąż oglądać można replikę wioski rękodzielniczej sprzed kilku wieków. Co miesiąc w osadzie odbywa się Jarmark Perski Izerski, gdzie możesz zakupić lokalne produkty lub rękodzieło, zobaczyć jak wyglądała pracownia rymarza lub kowala albo pomedytować w prawdziwym kamiennym kręgu na wzór tych celtyckich. Niech Was nie zdziwi spacerujący po posesji kucyk i owca – zawsze razem:) Najbliższy Perski Izerski już 8 września, a 2 tygodnie później z inicjatywy tych samych ludzi duża impreza weekendowa pt. Magiczne Izery – Otwarta Kultura Wsi, która na wzór Nocy Muzeów na cały weekend aktywizuje lokalną społeczność i organizuje warsztaty, spotkania, projekcje filmów i koncerty w ponad 30 lokalizacjach. Zamiast jednej nocy jest cały weekend, a zamiast muzeów – ciekawi ludzie i otwarte drzwi do ich pracowni artystycznych i rzemieślniczych, gospodarstw czy domostw.
Ale jeśli w innym terminie poczujesz wenę i zechcesz się nauczyć tworzyć mozaiki – umów się na warsztaty w Kopańcu u Marleny Yendrohy. Byłam, spróbowałam i pokochałam. Chcesz sobie zrobić miseczkę lub talerzyk z gliny – odwiedź galerię Kozia Szyja u Agaty Różańskiej i jej pracownię ceramiki. A jeśli chcesz coś kupić, niektore z jej prac znajdziesz tu: ceramika Agaty-sklep. Byłam, spróbowałam i pokochałam. A widok od niej z galerii jest nieziemski! To chyba najlepsza miejscówka w Kopańcu:)
Lubisz śpiewać? Dołącz do Lokalnej Grupy Wokalnej promującej i wykonującej ludowe pieśni w konwencji Białego Śpiewu (Byłam, spróbowałam i pokochałam – nie wiem tylko, czy dziewczyny pokochały mnie;);) W kwestii śpiewu – jeszcze długa droga przede mną, choć słuch mam ponoć dobry… .
Cóż jeszcze? W Antoniowie jest pracownia witraży, w świetlicy w Chromcu spotykają się cyklicznie Baby Izerskie na rękodzieło w grupie. W tym samym Chromcu odbywają się też treningi Aikido, nad którymi patronat sprawuje Karkonoskie Stowarzyszenie Aikido.
W okolicznych wioskach mieszkają szamani, wiedźmy i zielarki. Właśnie tutaj, w małej wiosce Gajówka załapałam się zupełnie ad hoc na rytuał uzdrawiający z meksykańskim szamanem 🙂 Osiedlili się też tutaj Niemcy, Brytyjczycy i Holendrzy. Jedni prowadzą usługi agroturystyczne, jak np. Urian w swoim pięknym Tarasie Tarczyn, gdzie miałam okazję przebywać przez 2 tygodnie i pomagać w organizacji wesela na 150 osób i w efekcie być na nim gościem:)
Inni, jak np. holenderski ‘człowiek lodu” Wim Hof organizuje specjalne warsztaty i wyprawy, podczas których uczestnicy opanowują całą jego metodę WHM, pokonują swoje słabości, uczą się oddychania i pokonują ekspozycję na ekstremalne zimno. Gdzie? W Przesiece w Górach Izerskich:) Niestety, jeśli myślisz o tym od dawna – tygodniowy turnus w styczniu 2020 jest już całkowicie wyprzedany:)
Po Kopańcu i Tarczynie przyszła kolej na Antoniów. Ta cudowna mała wioska słynie głównie z domów przysłupowych, pięknie poddanych renowacji, w większości przez nowych właścicieli, a także z polskiego Białego Domu – ośrodka jogi i medytacji oraz innych warsztatów sprzyjających rozwojowi duchowemu. To właśnie tutaj spędziłam ponad dwa miesiące, w charakterze wolontariuszki, a głównym celem była pomoc w gotowaniu i uczenie się wegańskiej kuchni. Weganką jestem od stycznia tego roku. Po kilku latach bycia wegetarianką znalazłam się w eko-wegańskiej społeczności na Ibizie, z którą spędziłam 3 miesiące. Nie przesadzę, jeśli powiem, że tamtejsze jedzenie było jednym z najlepszych, jakie przyszło mi jeść. Dostęp do naturalnych, świeżych składników prosto z drzewa (np. migdały, cytryny, pomarańcze w nieograniczonych ilościach) oraz warzyw z organicznego ogrodu z pewnością wpłynęły na jakość i smak potraw. Ze zdziwieniem odkryłam też, ile fenomenalnych rzeczy można zrobić z migdałów lub mleka migdałowego…
Po wyjeździe z Ibizy już wiedziałam, że to kuchnia dla mnie i muszę nauczyć się o niej więcej, ale też zobaczyć jak wykorzystać produkty z innej strefy klimatycznej.
To był wspaniały wolontariat. Wiele się nauczyłam (bo o to mi głównie chodziło) i mam nadzieję, że niektóre potrawy autorstwa Piotra Henschke uda mi się odtworzyć i zabłysnąć przed znajomymi. Wszak to najlepsza metoda, aby pokazać innym, że kuchnia roślinna i wegańskie jedzenie może być pyszne! I wiecie co? My naprawdę nie jemy tylko trawy 😉
Jako że dużo pomagałam w przygotowywaniu deserów, jest szansa, że tapiokę, chia lub jaglany czekoladowy pudding w moim wykonaniu już niebawem ktoś skosztuje 😉
Niestety, ponieważ czas mocno galopuje (pisałam już o tym w lipcu) mój pobyt tutaj powoli zbliża się ku końcowi. Wczoraj wyjechała ostatnia wakacyjna grupa. Biały Dom zupełnie ucichł – wszystko przypomina mi dzień, kiedy tu przyjechałam końcem czerwca. Różnica jest tylko w pogodzie – wtedy był niesamowity upał, dziś już chłodno i deszczowo. I znów przychodzi mi się pożegnać ze wspaniałymi, serdecznymi ludźmi i zwierzętami! Pani Ela, sołtys Antoniowa – gościła mnie u siebie przez 2 miesiące, kiedy Biały Dom miał komplet gości. Czułam się tam jak w domu. Pies Yogo witał mnie radośnie za każdym razem kiedy wracałam po pracy, merdał ogonem i podawał łapę na powitanie. (kochany, poczciwy staruszek Yogo).
Moją przyszywaną rodziną stali się na ten czas Marta, Piotr i Danusia – stała ekipa z Białego Domu, jego właściciele – Grażyna, Jerzy i Surya, a z doskoku też Kasia, która pokochała Antoniów bezwarunkowo i wraca tutaj przy każdej możliwej okazji, a także prowadzi turnusy jogi ze swoją szkołą Centrum Jogi Asana.
Biały Dom 44 w Antoniowie okazał się całkowicie właściwym dla mnie miejscem. Pomimo że przez całe lato było bardzo dużo pracy, to charakter miejsca i samej wsi sprawił, że psychicznie bardzo odpoczęłam. Jest coś w energii samej okolicy i otoczenia Antoniowa, że głowa się całkowicie resetuje. I nawet jeśli kilka razy dziennie przemierzasz tę samą drogę lub ścieżkę, widzisz pasące się, radosne kozy i małe kózki pana Tomasza za ogrodzeniem, oglądasz w oddali Śnieżkę i przepiękna panoramę Sudetów i Gór Izerskich – to się nigdy nie nudzi.
Miał rację ten, kto powiedział, że to miejsce ‘nie chce tak łatwo wypuścić”. Kto wie, może wrócę i zostanę tu na dłużej?;)
TABLICA OGŁOSZEŃ
Alternatywa zawodowo-podróżnicza: Workaway
E-book: Jak tanio podróżować
Praca zdalna: pomysły na pracę online
Język angielski: indywidualne lekcje online
Znajdziesz mnie też tutaj: Facebook, Instagram
Wywiad ze mną: Czy podróżowanie jest tylko dla bogatych?