Koniec lockdownu w Torre del Lago, czyli gdzie są ludzie?
Czy macie czasem takie odczucie, jakby Was ktoś obuchem zdzielił po głowie – fizycznie i psychicznie?🔨😳 Jeśli tak, to wiecie o czym piszę. I ja dziś tak miałam. Jeśli chcesz wiedzieć, dlaczego i co się wydarzyło, czytaj dalej…
Nastał koniec lockdownu w Torre del Lago. I co teraz?
To był bardzo dziwny dzień, a jego opis powinien brzmieć tak: Dzień obucha i apokaliptyczne klimaty, czyli cicho i głucho wszędzie w Torre del Lago. Nie wiem, czy macie czasem takie odczucie, jakby Was ktoś obuchem zdzielił po głowie – fizycznie i psychicznie?🔨😳 Jeśli tak, to wiecie, o czym piszę. I ja dziś tak miałam. Zaczęło się wczoraj wieczorem, kiedy dowiedziałam się, że projekt, w który jestem zawodowo zaangażowana zdalnie, 'zawiesza się’, to znaczy, że na razie przestaje istnieć. Czyli wiadomo, co to oznacza… Wczoraj postanowiłam, że to prześpię i pomyślę o tym jutro, czyli dzisiaj. Pewnie dlatego zerwałam się dziś rano o 7-mej, wcale nie musząc. O 9-tej wykonałam telefony do 2 firm przewozowych, które organizują kursy z Włoch do PL. Muszę/chcę wrócić na kwarantannę i póki co to 'mission impossible’. Nie dość, że ceny są kosmiczne, to na najbliższy weekend wszystko zabukowane. Ale to, co najbardziej w tej sytuacji irytuje i zniechęca do takiej podróży to chamscy kierowcy, którzy nie mają kompletnie żadnej ogłady i kultury podczas rozmowy, a słowa „uprzejmość” czy „życzliwość” są im obce. To kolejny powód mojego wisielczego humoru. No bo, jak sobie pomyślę, że czeka mnie 35-godzinna podróż za 200 euro z totalnym „burakiem”, to… ręce opadają.😳😕
Zatem dziś jest dziwnie i poczułam chęć pobyć totalnie sama, nacieszyć się pozorną wolnością, a za azymut obrać oczywiście plażę i las. Wieczór postanowiłam umilić sobie poprzez złamanie zasad. I nie mam na myśli wyjścia bez maseczki. Ta oczywiście zwisa bezwładnie na szyi. Na szczęście nie muszę mieć jej na twarzy, kiedy jestem sama. Ja, kiedy łamię zasady, to albo jem coś niezdrowego albo coś, co mi szkodzi. Albo jedno i drugie 🙂 🤭😝🍿🥴
No i tak było w tym przypadku. A pozostałe zdjęcia też nie nastrajają optymistycznie. Przepraszam za ich kiepską jakość, ale był już prawie półmrok, bo to po zachodzie słońca, w chmurach było;) Kiedy siedziałam tam zupełnie sama na tej plaży, na niebie kotłowały się ciemne chmury, a wokół mnie nie było żywego ducha. To coś niebywałego, aby w takim miejscu i o tej porze nie było nikogusieńko! Od czasu do czasu przejechał tylko policyjny wóz i tyle. Ani na ulicy, ani na plaży, ani w drodze powrotnej do domu nie natknęłam się na nikogo!
Klimatu dodały pozamykane na cztery spusty knajpy wzdłuż deptaka. Normalnie o tej porze roku wszystkie te lokale byłyby już pootwierane dla gości i zaczęłoby się w nich budzić przedsezonowe życie. Tu – nic. Cisza. Pusto. Apokalipsa. 👻Prawie jak w filmie „Mad Max” (młodzież, jeśli jest na sali, pewnie nie zna). Jeśli też tak czasem macie („dzień obucha”) to dajcie znać w komentarzu. Dobrej nocy!
TABLICA OGŁOSZEŃ
Możesz też śledzić mój fanpage Nigdy za późno na Facebooku, gdzie na bieżąco wrzucam krótsze relacje, zdjęcia i filmiki z miejsc, w których aktualnie jestem.
Jeśli interesuje Cię, jak tanio podróżować w każdym wieku i mieć z tego frajdę – polecam Ci mojego e-booka, o którym więcej dowiesz się w zakładce SKLEP .
Aby poznać szczegóły dotyczące nauki języka angielskiego ze mną – kliknij na lekcje na Skype lub zoom .