Halloween w Kraju Basków, czyli kolejny lockdown
W tym wpisie będzie o wielu kwestiach. Lockdown we Francji, krótkie wakacje w Kraju Basków, stare znajomości, Halloweenowe wygłupy i o tym, że świat jest mały, a lockdown bez sensu.
Po kilkukrotnej zmianie planów i decyzji zdecydowaliśmy się na długi weekend w Kraju Basków nad oceanem. W międzyczasie we Francji ogłoszono lockdown, my jednak nie do końca stosowaliśmy się do tych nagłych i nieco absurdalnych rozporządzeń.
A poza tym – świat jest mały – niech to będzie motto i podtytuł tego wpisu. Dlaczego? Szczegóły dalej…
Długo zbierałam się do napisania tego odcinka. Minął ponad tydzień od naszego powrotu z krótkich wakacji w Kraju Basków. Piękny to kraj, faktycznie. Ocean i góry w jednym, czyli to, co lubię. Był to w rzeczywistości przedłużony weekend z nowym lockdownem w środku wakacji 🙂
Mieliśmy wynajęty duży, fajnie urządzony dom przez Airbnb na 4 dni. Domy w Kraju Basków są bardzo charakterystyczne. Architektonicznie muszą być też jednolite i w tych samych kolorach, tzn. białe z czerwonymi lub niebieskimi drewnianymi elementami typu gzymsy, parapety i okiennice. To jest nakazane prawem i nie może być inaczej.
W międzyczasie został ogłoszony lockdown, ale ponieważ trwały ferie szkolne, policja była dość oszczędna w sprawdzaniu osób przemieszczających się. Dzięki temu postanowiliśmy być trochę „niegrzeczni” i dwa razy wybraliśmy się na plażę. Sporo było takich osób jak my, a także surferów, bo pogoda dopisała. Ten region Francji to mekka surferów. Ocean był wyjątkowo wzburzony w czwartek po naszym przyjeździe i udało nam się złapać kilka spektakularnych zdjęć fal rozbijających się o falochron. Byli też śmiałkowie, którzy wypływali surfować.
Nasz pobyt zahaczył o Halloween i o Pełnię Księżyca, już drugą w październiku. To był ten piątek, kiedy zaczęły się protesty w Polsce. Dziwny to był wieczór – niby radosny, a z drugiej strony refleksyjny i pełen niepokoju o to, co się dalej wydarzy, w Polsce i na świecie.
Przy okazji udało mi się trochę dowiedzieć o samych Baskach, np. o tym, że Baskowie- mężczyźni jednak wciąż mają bardzo szowinistyczny stosunek do kobiet (dało się to wyraźnie odczuć, kiedy właściciel domu przyszedł go od nas ‘przejąć’). Dowiedziałam się też, że nadal w kościołach baskijskich kobiety siedzą w oddzielnych sektorach i są zupełnie odizolowane od facetów. Kurczę, przypomina mi to trochę metro w Dubaju! Język baskjski jest bardzo specyficzny i jedyny w swoim rodzaju. Nie przypomina żadnego innego współcześnie używanego języka na świecie.
A teraz coś o składzie naszej drużyny, bo to ciekawostka:) Można by powiedzieć, że to bardzo przypadkowy ‘zestaw’ dorosłych plus jedno dziecko:) To jest też przykład na to, że świat jest mały, a życie nieprzewidywalne i nigdy nie wiadomo, kiedy po raz kolejny spotka się osobę, którą poznało się kilka lat wcześniej. Aż chciałoby się napisać small world.
4 lata temu, kiedy pracowałam w Clifton College w Bristolu, poznałam Lindę. Linda była moją 'przełożoną’, ale oczywiście tylko na piśmie. Tak naprawdę, to na początku Linda traktowała mnie jak szefową, ponieważ był to mój drugi sezon w Clifton College, więc to ja byłam tą osobą, która wiedziała co, jak, gdzie i do kogo. Tak naprawdę zaprzyjaźniłyśmy się i od tego czasu pozostawałyśmy w kontakcie. Linda krąży między dwoma światami: amerykańskim L.A i Londynem, bo tak ją uwarunkowało życie. W styczniu miałam okazję mieszkać u niej przez 10 dni w mieszkaniu, które odziedziczyła po zmarłej przyjaciółce. Mieszkanie było w opłakanym stanie i wymagało pewnych kosmetycznych poprawek, w czym Lindzie pomogłam w podziękowaniu za możliwość zatrzymania się u niej.
Wiosną Linda wróciła do Kalifornii, ale sprawy urzędowe znów przywiodły ją do Anglii. Linda bardzo źle znosi lockdown – ten poprzedni, niestety, źle wpłynął na jej kondycję psychiczną. Przebywanie w deszczowym i zimnym Londynie, bez możliwości uczestniczenia w życiu towarzyskim i wydarzeniach kulturalnych, które oczywiście odwołano w tym roku sprawiły, że wiele osób popadło w potworne doły. Kiedy przyleciałam do Francji, Linda zainteresowała się, w jaki sposób się tu znalazłam i od słowa do słowa wtajemniczyłam ją w ideę workaway oraz zaaranżowałam w pewnym sensie jej przyjazd do Francji. W konsekwencji kilka tygodni temu Linda dołączyła do ojca Rebeki i tak oto wybraliśmy się wszyscy w takim właśnie składzie w ostatni weekend ferii szkolnych do przepięknych okolic Saint Jean de Luz.
Wniosek: workaway może też ludziom ratować życie. To świetna odskocznia od codzienności i sytuacji, w której utknęliśmy i która działa na nas depresyjnie.
Dość dodać, że Linda od 2 dni jest na Teneryfie! Okazuje się, że wbrew ograniczeniom podróż okazała się dziecinnie łatwa, bez sprawdzania testów i szczegółowych kontroli. To natchnęło mnie na mój kolejny podróżniczy plan, jako że z Wysp Kanaryjskich poznałam na razie tylko Gran Canarię, więc może jest to pomysł, aby wybrać się tym razem na Teneryfę, którą planowałam w lutym, ale wylądowałam na południu Włoch. Ale to już zupełnie inna historia, o której możesz przeczytać tu.
UPDATE: Od 14 listopada 2020 Wyspy Kanaryjskie wprowadzają obowiązek przedstawienia negatywnego wyniku testu na covid przez wszystkich wakacjuszy przyjeżdżających na Wyspy spoza Hiszpanii. Zatem….moja wrodzona natura Sherlocka Holmesa knuje już sprytny plan. Trzeba więc na Kanarki myknąć z Hiszpanii, która jest dwa rzuty beretem stąd!
Sprawdź też, bo warto 🙂
- E-book: Jak tanio podróżować
- Praca zdalna: pomysły na pracę online
- Język angielski: indywidualne lekcje online
- Alternatywa zawodowo-podróżnicza: Workaway
- Znajdziesz mnie też tutaj: Facebook, Instagram
Fajnie, że ten lockdown nie był w stanie zepsuć
wyjazdu i zostaliście trochę niegrzeczni 😉
No tak:)
Czasem trzeba być niegrzecznym, inaczej nie ma zabawy:)