Jak to mówią, nigdy za późno ;). Uznałam, że lepiej późno niż wcale, i niniejszym dzielę się moją wielkanocną przygodą na El Hierro sprzed… 3 lat! Wyspa – jak stała, tak stoi od tysięcy lat, więc w sumie to nie ma znaczenia, kiedy tam byłam. Mam nadzieję , że zachęci Was do odwiedzenia tego wyjątkowego miejsca.
Wymowa El Hierro = czyt. el jerro
Był rok 2022, mieszkałam wtedy na łodzi na Fuerteventurze i podczas Wielkanocy postanowiłam odwiedzić El Hierro. Jest to najmniejsza, zamieszkana, wulkaniczna wyspa archipelagu Kanarów (poza maleńką, w połowie zamieszkaną Graciosą). Kiedy spojrzycie na mapę wyspy El Hierro, kształtem przypomina motyla, albo jastrzębia z rozportartymi skrzydłami. Pięknie zaznaczona jest też kaldera – charakterysyczna formacja, która powstała wiele tysięcy lat temu pod wpływem gigantycznego osuwiska, tworząc dolinę El Golfo.
Valverde, czyli najmniejsza stolica świata 
Podróż przebiegła bezproblemowo z krótką przesiadką na Teneryfie Norte. Zarezerwowane przeze mnie mieszkanie w Valverde, maleńkim miasteczku o statusie stolicy, okazało się strzałem w dziesiątkę, mimo że prawie zawsze spowite jest gigantyczną chmurą. Wybrałam to miejsce z kilku powodów:
1. Najładniejsze mieszkanie na całym Bookingu w akceptowalnych widełkach cenowych.
2. Bliskość do lotniska, co ułatwiało szybki dojazd przed wylotem w poniedziałek.
3. Dobre miejsce wypadowe do pozostałych miejsc „must-see” na wyspie i połączenie z innymi głównymi drogami.
Wystarczyło wyjechać kilka kilometrów za miasto, aby chmura się rozpłynęła, ukazując słońce oraz zielony krajobraz, na który tak bardzo czekałam. Lasy, drzewa, łąki, kwiaty – po prostu bujna roślinność, której nie uświadczysz na Fuerteventurze. Uświadomiłam sobie, że pustynna i kamienista Fuerta to nie moja bajka i chcę zamieszkać na zielonej wyspie.

Tuż po przylocie w Wielki Piątek, ze względu na późną popołudniową godzinę, wystarczyło akurat tyle czasu, aby przejechać się w dół drogą do Roque La Bonanza i zobaczyć obłędnie strome góry oraz klify na północnym wschodzie wyspy. Roque La Bonanza to charakterystyczne dwie skały wystające z oceanu, które wyglądają, jakby dotykały się „nosami”. To oczywisty landmark El Hierro, rozpoznawalny wśród wszystkich wysp w archipelagu.

Drzewa, krowy, kwiatki i przepiękne punkty widokowe
Następnego dnia pierwszym punktem programu była trasa do świętego drzewa Árbol Garoé, prowadząca przez krajobraz leśny i pagórkowaty, bardzo przypominający mi Nową Zelandię w okolicach Hobbitonu. Po drodze zachwycałam się prawdziwymi krowami oraz widokiem na sąsiednią La Palmę.

Kolejnym punktem na mapie jest El Mirador de Las Playas punkt widokowy na wysokości ponad 1000 n.p.m, z którego roztacza się przepiekna panorama. Zobacz mój IG.
Stąd też w oddali można m.in. dostrzec słynną skałę Roque La Bonanza (odwiedzoną dzień wcześniej). Z tego punktu wyglądają jak malutka kropeczka majacząca w oddali. Niestety, już wtedy powoli nadciągała kalima, więc widoczność i ostrość obrazu były lekko zaburzone, ale i tak udało się dużo zobaczyć. Krajobraz bardzo przypominał mi Calderę na La Palmie. Są tu jakieś osoby, które mają podobne skojarzenia?
Czym się różni kaldera od krateru, czyli najpiękniejsze miejsce na la Palmie
Zanim dotrzemy do kolejnego punktu widokowego, zatrzymujemy się w La Restinga. To miejscowość, która słynie z nurkowania – to główne miejsce na wyspie, gdzie zjeżdżają się wszyscy miłośnicy tego sportu. Malownicze, małe miasteczko, idealne na spokojny spacer i chwilę relaksu. Znajduje się na południowym krańcu wyspy i charakteryzuje się spokojem oraz urokliwą mariną. Tutaj też można popływać i urządzić piknik, co wiele osób uczyniło.
Mirador La Llaía – zachód słońca z opadem szczęki
Jeśli chcecie znaleźć dobrą miejscówkę na zachód słońca na El Hierro, polecam wybrać jeden z najwyższych punktów na wyspie, czyli La Llaía. Z góry widać jak na dłoni całą dolinę El Golfo, gdzie na tarasowych polach uprawia się winorośl. W dole zobaczycie białe domki w La Frontera, która jest, zaraz po stolicy, najliczniej zamieszkaną gminą na wyspie. Stąd rozciągają się widoki zapierające dech w piersiach. To jeden z kilku niezwykłych punktów widokowych na El Hierro. Znajduje się po tej stronie wyspy, z której najlepiej oglądać późno popołudniowy krajobraz lub poczekać na zachód słońca. Droga do niego wiedzie przez las laurowy o bardzo podobnym charakterze jak Garajonay na Gomerze czy Anaga na Teneryfie. Po drodze mija się też Polanę Czarownic – magiczne miejsce ze szczególna energią. Pora była już dość późna, tuż przed zachodem słońca, więc półmrok panujący w lesie w drodze na ten punkt widokowy dodawał małego dreszczyku. Po szczegóły sprawdźcie Sendero De La Llania, El Hierro.

El Sabinar czyli umęczony jałowiec
Strome klify El Hierro od strony zachodniej nie tylko przynoszą świeżą bryzę dla ochłody, ale także poważnie wpływają na lokalny krajobraz. Największymi „poszkodowanymi” silnych zachodnich wiatrów są surrealistycznie powykręcane jałowce fenickie. Wiatr wymodelował je w taki sposób, że wyglądają jak wielka zdrewniała kotwica, za pomocą której rozpaczliwie chcą utrzymać się podłoża. Mieszkańcy traktują je jak swego rodzaju drzewo narodowe, umieszczając wizerunki powyginanych jałowców na większości produktów turystycznych.


Aby je zobaczyć z bliska, trzeba namierzyć nazwę El Sabinar na zachodnim krańcu wyspy, co też uczyniłyśmy dnia trzeciego. Nie dojeżdża się tutaj drogą asfaltową. Ta kończy się przy Santuario Nuestra Señora de los Reyes, a potem trzeba uzbroić się w cierpliwość i modlić o nieurwanie zawieszenia, aby powoli, mało komfortową szutrówką przejechać kilka kilometrów do tych spektakularnie wyglądających drzew-pomników. Jeśli lubisz chodzić-dużo chodzić, możesz się tam po prostu przejść
Każdy z jałowców ogrodzony jest sznurem z dużą tabliczką w trzech językach „Prosimy nie przechodzić i nie dotykać”, co nie powstrzymało jednej wieloosobowej rodziny hiszpańskiej (dorośli i dzieci) przed totalnym zignorowaniem tej prośby. Nie dość, że przez co najmniej 10 minut robili sobie zdjęcia tuż pod drzewem w różnych konfiguracjach, łącznie z grupowym portretem rodzinnym, to dzieciaki właziły na jego konary i wieszały się na nich jak na trzepaku, co także zostało obfotografowane. Nie wiem, czy uwiecznianie na zdjęciach własnego wandalizmu to jeszcze tupet, czy już kompletna głupota?
Charcos, urwiska, klify i wulkany
El Hierro jest bardzo zróżnicowana krajobrazowo i objeżdżając wyspę zobaczycie tu wiele rozmaitych scenerii – będą łąki, klify, lasy, wulkany, baseny naturalne i doliny. Niektóre drogi są naprawdę strome – widokowo prezentują się obłędnie, ale jeśli macie lęk wysokości, to dla niektórych może to być już zbyt wiele.
W okolicach El Golfo po drugiej stronie wyspy znajduje się jeden z najsłynniejszych naturalnych basenów na wyspie – Charco Azul.

Charco to po hiszpańsku „kałuża” lub „basen”. Na Wyspach miejsc z taką właśnie nazwą jest całe mnóstwo i chodzi o naturalne baseny-kąpieliska, uformowane tuż przy brzegu, w skałach, bezpiecznie oddzielając je od otwartego oceanu. Czasem są to pół-groty a czasem wielkie szczeliny. Kiedy fale na otwartym akwenie szaleją i wejście to wody byłoby raczej tym ostatnim, baseny zapewniają asekurację i przyjemny relaks. Często wyposażone są w metalowe drabinki i drewniane podesty. Charco Azul na wyspie El Hierro jest w dodatku usytuowane w bardzo malowniczym zakątku na dole klifu, do którego z parkingu prowadzą schody w dół. Potem trzeba się nimi powspinać do góry. Ale warto!
Część skał została przekształcona w schody i platformy, z których można skakać do wody lub po prostu usiąść i podziwiać krystalicznie czystą wodę. Niebieskawa barwa wody w tym miejscu robi niesamowite wrażenie, zwłaszcza w słoneczny dzień. Niektórzy mówią, że to najpiękniejsze „charco” na wszystkich wyspach kanaryjskich. Nie mogłam się powstrzymać, aby je przetestować.
Najmniejszy hotel świata i żywioł oceanu
Podążając w kierunku wschodnim, w stronę La Frontera koniecznie zatrzymajcie się przy Punta Grande. Jak głosi fama, to najmniejszy, wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa hotel na świecie – o przewrotnej nazwie Punta Grande czyli mały punkt ;). Znajduje się na skale wcinającej się w ocean i wygląda jak dom z kreskówki. Ma tylko kilka pokoi, ale wyjątkowe położenie i klimatyczne wnętrza sprawiają, że nocleg tutaj to niezapomniane przeżycie. Cena za noc nie należy do najniższych, zaczyna się od 350€, ale wielu uważa, że warto – dla samego widoku z okna i szumu fal rozbijających się o skały. Tutaj tez można doświadczyć prawdziwej siły natury. Ogladajac potężne fale rozbijające się o brzeg nie mogłam się napatrzeć na potęgę ceanu – ta nie przestaje mnie nigdy zachwycać. Zobacz zdjęcia i filmy TUTAJ.
Cała miejscowość La Frontera usiana jest malowniczymi domkami i apartamentami wakacyjnymi. Lokalni mieszkańcy przychodzą tu łowić ryby zanurzając długie wędki w tej oceanicznej kipieli. Nie wiem, czy udaje się im coś złapać, ale skoro tam stoją, to pewnie tak .
Będąc w tej części wyspy koniecznie trzeba zarezerwować wieczór na zachód w jednym z najwyższych punktów na wyspie czyli La Peña w Guarazoca. Tutaj można oddać się wyobrażni i zobaczyć konsekwencje niesamowitego prehistorycznego wydarzenia: gigantycznego osuwiska, które przed tysiącleciami utworzyło dolinę El Golfo. Klify tego ogromnego wcięcia o szerokości 15 km i wysokości 1,5 km pokryte są gęstą roślinnością, a u jego podnóża leży wulkaniczna równina z winnicami i drzewami owocowymi.

Punkt widokowy wraz z budynkiem, w którym znajduje się restauracja, został zaprojektowany przez Césara Manrique, wielkiego kanaryjskiego architekta, który poświęcił swoje życie tworzeniu organicznych przestrzeni. Najwiecej z jego spuścizny zobaczycie na Lanzarote, ale każda wyspa ma jakieś drobne elementy jego twórczości. Niestety, właśnie nadciągała kalima i widoczność nie była najlepsza, ale i tak udało nam się jeszcze załapać na piękne widoki. Dzień później przejrzystość powietrza dramatycznie się pogorszyła. To się nazywa dobry timing i fuks .
Drzewa. Dużo drzew! I to jakich!
Podążając za fragmentem o jałowcach El Hierro, pozostaję w klimacie drzew. (oto co pustynna Fuerta robi z ludźmi).
W pobliżu wioski El Pinar znajduje się prawdziwy miód na moje oczy spragnione lasu iglastego, czyli obszar rekreacyjny Hoya del Morcillo. To leśny teren biwakowy, ogrodzony i oznakowany, z polem namiotowym, parkingiem dla campervanów, boiskiem do piłki nożnej, miejscami piknikowymi, grillem, placem zabaw dla dzieci i łazienkami.
Dla mnie osobiście najciekawsze okazały się bardzo stare (kilkusetletnie) sosny wyróżniające się na tle innych drzew, których nazwy można przetłumaczyć jako Staruszek i Grubas:). Jedna z nich, popularnie zwana Pino Viejo, to w rzeczywistości Pino de la Cruz, wysoka na 30 metrów. Ma gruby, imponujący pień, którego nie sposób objąć, chyba ze stanie się w kilka osób. Parę metrów od Viejo, znajduje się Pino Gordo, czyli Gruba Sosna. Jej konary wyglądają jak olbrzymie macki prawie tak szerokie jak jej wysokość. A u jej „stóp” stoją cztery małe drewniane stoliki z ławeczkami, które zapraszają na piknik.
Funkcjonowanie kempingu jest uzależnione od warunków pogodowych i związanego z nimi ryzyka.
Terenem zarządza Cabildo de El Hierro i w każdym przypadku biwakowanie na tym obszarze wymaga wcześniejszego zgłoszenia przez formularz on-line i wniesienia opłaty; rozbijanie namiotów bez pozwolenia na obszarze należącym do Sieci Chronionych Obszarów Naturalnych Wysp Kanaryjskich jest surowo zabronione.
Przy wejściu na teren parku, przy budce strażnika (bardzo sympatyczny i rozmowny pan) znajduje się też makieta wyspy zrobiona z pni i patyków.
Po więcej zdjęć zapraszam na mój IG.
I na zakończenie, piękna maleńka miejscowość Tamaduste, w sam raz na krótki spacer i popływanie w oceanie. Jest tu mała zatoczka z miejską plażą, skałki i kamienne chodniki. Jeśli do wylotu będziecie mieć trochę czasu, warto się tu zatrzymać w drodze na lotnisko.