Erasmus+ nie zna ograniczeń wiekowych. Moje dwa wyjazdy, które zmieniły spojrzenie na życie i pracę, są tego dobitnym dowodem.
Gdy słyszymy hasło „Erasmus”, większości z nas od razu przychodzą na myśl studenci, wyjazdy na semestr za granicę, imprezy, nowe znajomości i życie w akademiku. Panuje przekonanie, że aby wziąć udział w tym programie, trzeba być młodym, studiować i mieć indeks w kieszeni. Nic bardziej mylnego!
Erasmus+ to dziś znacznie więcej niż tylko wymiany studenckie – to także program dla osób dorosłych, pracujących, nauczycieli, edukatorów, a także wszystkich tych, którzy działają na rzecz społeczności lokalnych. Sama jestem najlepszym przykładem na to, że można skorzystać z tej możliwości także jako osoba dorosła – i naprawdę warto!
W tym wpisie chcę opowiedzieć o dwóch wyjątkowych wyjazdach, które odbyłam w ramach programu Erasmus+ na przestrzeni kilku lat:
-
Pierwszy z nich to trzymiesięczny kurs z zakresu Community Development na Ibizie, który zrealizowałam w 2019 roku, gdy Wielka Brytania wciąż była członkiem Unii Europejskiej – dzięki temu mogłam wziąć w nim udział jako rezydentka Zjednoczonego Krolestwa.
-
Drugi to wyjazd do Rumunii w listopadzie 2024 roku, który znacznie różnił się charakterem od Ibizy, bo był to wyjazd głównie krajoznawczy. Zorganizowany był przez moją szkołę językową w Icod de los Vinos na Teneryfie, okazał się jednym z najlepszych wyjazdów jakich doświadczyłam w ostatnich latach.
Każdy z tych wyjazdów był inny, ale oba łączy jedno – były pełne inspiracji, nauki i nieoczekiwanych odkryć. Jeśli kiedykolwiek myśleliście o tym, żeby zrobić coś innego, oderwać się na chwilę od codzienności i nauczyć się czegoś nowego – czytajcie dalej. Bo Erasmus+ dla dorosłych to przygoda, która naprawdę może wiele zmienić w życiu, a już na pewno je ubarwić i dostarczyć wspaniałych wrażen i wzruszeń.
Ibiza 2019 – kurs Community Development w Casita Verde, czyli życie inaczej
Ibiza dla większości przywodzi na myśl imprezy, kluby i beach party o zachodzie słońca. Dla mnie jednak ta hiszpańska wyspa okazała się miejscem zupełnie innym – spokojnym, zielonym i… edukacyjnym. Wszystko odbywało się przed sezonem letnim, od stycznia do kwietnia. W 2019 roku wzięłam udział w trzymiesięcznym kursie Erasmus+ z zakresu Community Development. w kultowej ekoosadzie Casita Verde – miejscu, które do dziś wspominam z rozrzewnieniem.
👉 Jak to się stało, że wylądowałam na Ibizie – kliknij tutaj
Casita Verde – permakulturowa oaza na Ibizie
Casita Verde to permakulturowa, niemal samowystarczalna osada wegańska, położona w sercu wyspy. Od lat przyciąga wolontariuszy z całego świata, a wówczas także uczestników programu Erasmus+ z Wielkiej Brytanii. Każdy, kto interesuje się ekologicznym stylem życia, permakulturą i budowaniem społeczności, znajdzie tam coś dla siebie.
Mieszkałam tam przez trzy miesiące razem z dwiema innymi uczestniczkami kursu, Vanessą i Alice. Zakwaterowanie i wyżywienie było zapewnione, a do tego otrzymywałyśmy 900 euro kieszonkowego na cały pobyt. Codziennie brałyśmy udział w zajęciach, warsztatach, wykładach, a także byłyśmy zobligowane do pisania cotygodniowych prac zaliczeniowych, które trafiały do organizatorów w Londynie. Tematem przewodnim kursu było budowanie społeczności lokalnych – Community Development.
Oprócz tego na specjalnej platformie językowej musiałyśmy zaliczyć kurs hiszpanskiego. Pomagałyśmy w codziennych obowiązkach w osadzie, organizowałyśmy dni otwarte i angażowałyśmy się w działania wspólnoty.
Ciekawostką, która zaskakuje wiele osób, okazało się samo zakwaterowanie, bo była nim – ni mniej, nie więcej, tylko prawdziwa mongolska jurta. Więcej o samym kursie i zdjęcie jurty możesz zobaczyć TUTAJ.
Tiny house z palet i najlepsze jedzenie w życiu
Pod koniec kursu dołączyłyśmy do projektu budowy tiny house built, czyli budowania domków z europalet– był to prawdziwy sprawdzian siły i kreatywności. Do dziś wspominam siebie z piłą elektryczną w ręku i wyciąganie gwoździ z desek za pomoca łomu.

Jednak tym, co naprawdę zapadło mi w pamięć, było wegańskie jedzenie przygotowywane przez Roba – naszego szefa kuchni, który przez ponad dwa lata gotował w Casicie. Tworzył dania z lokalnych składników: migdałów (łuskanych przez nas!), cytrusów z sąsiedztwa, świeżych warzyw z ogrodu. Rob zostawił po sobie piękną pamiątkę – książkę kucharską z wegańskimi przepisami, którą możesz bezpłatnie pobrać TUTAJ.
Specjalnością Casity był sok z aloesu oraz tzw. carob coffee – napój ze strąków akacji, który smakował bardziej jak czekolada, ale funkcjonował jako „kawa” 😉. Wegański omlet hiszpański z powitalnej kolacji do dziś pozostaje dla mnie kulinarnym mistrzostwem!
Czy warto?
Tak, warto. To był jeden z tych wyjazdów, które naprawdę zmieniają coś w człowieku. Pokazują, że można inaczej: wolniej, zdrowiej, bardziej świadomie. Poznałam ludzi z różnych krajów, zdobyłam praktyczne umiejętności, liznęłam trochę hiszpańskiego, żyłam blisko natury i z dala od cywilizacji.
Jeśli jesteś osobą dorosłą i mieszkasz w kraju uczestniczącym w programie Erasmus+ – możesz aplikować na podobny kurs Erasmus+ dla dorosłych, niezależnie od wieku. Takie wyjazdy to nie tylko edukacja, ale też przygoda, rozwój i mnóstwo inspiracji.

Erasmus+ w Transylvanii – wyjazd jeden na milion
Wiele osób myśli, że program Erasmus to przywilej studentów i młodzieży uczącej się w szkołach lub na uczelniach. Tymczasem Erasmus+ to również świetna okazja dla dorosłych uczniów szkół językowych – niezależnie od wieku czy obywatelstwa!
Mój niedawny wyjazd do Rumunii ( listopad 2024) był właśnie częścią takiego projektu, zorganizowanego przez szkołę językową EOI w ICOD de los Vinos na Teneryfie, do której uczęszczam na hiszpański. Szkoła od lat uczestniczy w programie Erasmus+ i każdego roku organizuje przynajmniej jeden, a czasem nawet dwa wyjazdy zagraniczne – do krajów, które także uczestniczą w tym programie.
Chcę też zaznaczyć, że EOI to szkoła rządowa, w której opłata za kurs językowy jest naprawdę symboliczna (ok. €100 / rok), a osoby bezrobotne mogą uczestniczyć w kursach językowych za darmo.
Uczestnikiem Erasmusa może zostać nie tylko osoba z Unii Europejskiej – program obejmuje wiele krajów partnerskich spoza UE, a wiek uczestnika nie ma żadnego znaczenia. Jedyne ograniczenie to liczba dostępnych miejsc. W naszym przypadku było ich dziesięć – i każdy z uczniów z dowolnej grupy językowej mógł zgłosić chęć udziału w wyjeździe.
Cały wyjazd do Rumunii trwał dziesięć dni, a jego program był dopracowany co do dnia i godziny – i był przy tym naprawdę bardzo bogaty i intensywny. Sam wyjazd okazał się wyjątkowy również dlatego, że wszystko – od przelotów po wycieczki – zostało zaplanowane za nas. A to, przyznam, jak na mnie, dość nietypowe! I wiecie co? Już dawno tak nie odpoczęłam! Czasem przydaje się taki wyjazd bez rozkminiania, planowania, załatwiania i ogarniania wszystkiego samemu 😉
A co z kosztami? Koszty przelotów (Lufthansa z przesiadką w Monachium), zakwaterowania i zwiedzania zostały pokryte przez program Erasmus+. My sami pokrywaliśmy jedynie koszty jedzenia – czyli obiady i kolacje w lokalnych restauracjach. A te naprawde są wspaniałe!

Jeśli uczysz się języków i marzysz o podróżach z konkretnym celem, warto zapytać swoją szkołę językową, czy bierze udział w Erasmusie. To świetna okazja, by połączyć naukę języka, poznawanie nowych miejsc i kultur, a przy okazji zyskać niezapomniane wspomnienia.

Oczywiście miałam swoje oczekiwania wobec Rumunii – spodziewałam się pięknego kraju, bogatego w historię i architekturę, choć z pewnością wciąż noszącego ślady lat komunizmu i dyktatury Ceaușescu. Nie zawiodłam się – Rumunia mnie zachwyciła! Kraj wydźwignął się z trudnej przeszłości i dziś oferuje mnóstwo niezwykłych miejsc, doświadczeń i smaków.
Zachwyciła mnie architektura, natura, ludzie i kuchnia – próbowałam polenty w sosie grzybowym, aromatycznych zup i lokalnych deserów, które były po prostu fantastyczne. Piękny, historyczny Braszow skojarzył mi się trochę z Pragą, a trochę z Krakowem, a kopalnia soli w Turdzie wywołała u wszystkich okrzyki ekscytacji i prawdziwy opad szczęki. Historia zamku Drakuli – podobnie jak jego postać – okazała się zupełnie inna, niż można by się spodziewać… ale to już temat na osobny wpis 😉- kliknij TUTAJ.

Ponieważ działo się naprawdę dużo, powstanie o tym osobny post , bo jest o czym pisać: nocna podróż kuszetką do Baja Mare, wyczerpująca (i niespodziewanie zimowa!) wyprawa w góry, wizyta na uniwersytecie, wycieczki w stronę ukraińskiej granicy, zwiedzanie Wesołego Cmentarza, czy najwyższego drewnianego kościoła w Europie (a może nawet na świecie!), wizyta w Zamku Draculi czy rezerwacie niedźwiedzi to już historie zasługujące na oddzielne wpisy.
LiBEARty Sanctuary, czyli gdzie zobaczyć niedźwiedzie w Rumunii
Rumunia mnie urzekła i z pewnością tam wrócę – choć tym razem latem, bo listopadowa pogoda potrafiła płatać figle. Dość dodać, że moje koleżanki kanaryjki robiły z zachwytem zdjęcia śniegu, którego nigdy w życiu nie widziały. To też daje obraz tego, jakich wrażeń i emocji może dostarczyć zagraniczny wyjazd w ramach Erasmus+.

Więcej zdjęć i relacja z wyjazdu na stronie szkoły EOI TUTAJ.