Kwarantanna, czyli znalezione skarby i wzruszenia. Piemont 2015
Jak to jest zrobic u siebie Pchli Targ i znaleźć przy okazji po 5 latach coś, co stanowiło piekny upominek w ramach podziekowań? Dowiesz się z tego wpisu.
Najpierw tytuł tego wpisu brzmiał: Kubki, laurki i pożegnalne kolacje, ale do końca nie oddawał tego, o czym chciałam opowiedzieć. Po zastanowieniu zmieniłam więc na „Kwarantanna, czyli znalezione skarby i wzruszenia”.
Postanowiłam oczyścić energię w mieszkaniu. Od wielu lat staram się żyć wg. zasady zero, a przynajmniej minimum waste. Zatem nie kupuję nowych rzeczy, promuję up cycling, czyli usiłuję zawsze dawać drugie życie tym używanym, choć na pozór spisanym na straty oraz popieram ideę second-handu. Moja włóczęga i ograniczenia związane z bagażem nauczyły mnie dawać sobie radę z naprawdę niewielką liczbą przedmiotów, w które – niestety – obrastałam żyjąc stacjonarnie. Okazuje się nagle, że jestem w stanie funkcjonować z jedną przysłowiową walizką i małą kosmetyczką.
Wspomnień czar, czyli pamiątki z Włoch
No więc w ramach odgruzowania mieszkania oraz pozbycia się wielu niepotrzebnych rzeczy, które czasem jawią się jak obiekty niezidentyfikowane, ponieważ kompletnie nie wiem, do czego miałyby służyć – urządzam pchli targ. Jest to już trzecia edycja takiego wydarzenia i zawsze efekt był zadowalający. Korzyść jest oczywista, ale dodatkowo podczas przygotowywania 'towaru’ i buszowania w skrytkach, pudełkach i zakamarkach można natknąć się na coś, co dawno zniknęło z pola widzenia i uznane było za zaginione. Tym razem znalazłam to, czego od dawna szukałam na potrzeby tego bloga! Mianowicie odnalazł się mój list z podziękowaniem od Marii, u której przebywałam w ramach Workaway w maju 2015 roku. Treść tych podziękowań była ogromnie wzruszająca, a oprócz tej czarującej laurki dostałam kubek ze swoim zdjęciem na pamiątkę pobytu w Cascina Marie B&B 🙂.
Maria i Cascina Marie
Maria bardzo sprytnie podeszła do całego pomysłu obdarowania mnie tym upominkiem – najpierw niewinnie podpytywała, które zdjęcie spośród tych, które zrobiła, najbardziej mi się podoba, a potem podczas wizyty w mieście zniknęła na pół godziny pod pretekstem załatwienia jakiejś sprawy. Wieczorem, dzień przed moim wyjazdem, zorganizowała pożegnalną kolację i wręczyła mnie i Eevie te urocze upominki.
Kiedy tworzyłam mój wpis o super hostach i wspomnieniach workawayowych przyjaźni, chciałam też napisać o Marii, trenerce tradycyjnych włoskich (i nie tylko) tańców folklorystycznych, która w małej miejscowości Bricherasio niedaleko Turynu prowadzi swoje warsztaty, szkołę tańca, zajęcia dla dzieci i rodziców oraz B&B. Niestety, wtedy nie miałam materiału głównego, czyli upominku i listu, który dla mnie przygotowała, więc teraz poświęcam jej oddzielny wpis.
Maria zaprosiła mnie do siebie będąc świeżo po założeniu profilu hosta, więc nie miała jeszcze żadnych doświadczeń z wolontariuszami i ja miałam być pierwsza. Ponieważ wtedy przebywałam jeszcze w Austrii, kończył się już sezon narciarski i przymierzałam się do wyjazdu do Tajlandii za napiwek, który otrzymałam w styczniu (patrz ten wpis)
Zaproszenie od Marii, jej styl życia, zajęcie, które było jej pasją oraz jej niezwykle ciepła i serdeczna osobowość zadecydowały, że postanowiłam przed Tajlandią polecieć jeszcze do Włoch, poznać Piemont i pobyć w tym uroczym miejscu 10 dni. Tak też się stało i było to doświadczenie niezwykłe. Na miejscu pojawiła się też druga dziewczyna z Finlandii, Eeva, tak więc we trójkę stworzyłyśmy fajny team. Na zdjęciach na profilu Marii można zobaczyć kilka fotek, na których Eeva i ja w maseczkach, bynajmniej nie z powodu pandemii, tylko kurzu, odgruzowujemy strych domu, aby przygotować go na miejsce noclegowe dla grup warsztatowych. Oprócz tej niewdzięcznej 'zakurzonej’ roboty pracowałyśmy trochę w ogródku, a ja na specjalne życzenie Marii udekorowałam decoupagem starą szafkę oraz drzwiczki maskujące instalację elektryczną.
Maria okazała się niezwykłą gospodynią – bardzo gościnną, troskliwą, upewniającą się ciągle czy nie jest się głodnym i pilnującą, aby nie pracować za dużo i zbyt długo:) W dodatku poważnie podchodzącą do mojej diety wegetariańskiej i bezglutenowej. Zresztą okazało się, że Maria też nie może jeść produktów z mąki pszennej, więc nie byłam odosobniona w swoich wyborach.
Atrakcje Turynu i Piemontu
Nasz pobyt u Marii zbiegł się z okresem udostępnienia Całunu Turyńskiego zwiedzającym i Maria specjalnie na tę okazję zabrała nas do miasta. Miałyśmy też okazję brać udział w jej tanecznych zajęciach wieczornych z udziałem osób niepełnosprawnych umysłowo (niebywałe przeżycie) oraz wieczorze włosko-francuskim z udziałem kilku grup prezentujących muzykę regionalną i tańce folklorystyczne. Wszystko okraszone pysznym poczęstunkiem w postaci wypieków i pięknie udekorowanych sałatek. Niestety, zdjęcia z tych wydarzeń chwilowo znajdują się w bliżej nieokreślonym miejscu…
Spontaniczny wypad na Ischia
Z Marią pożegnałam się przed wylotem do Tajlandii końcem maja, ale spotkałyśmy się jeszcze w sierpniu, kiedy będąc ponownie we Włoszech razem z jej grupą warsztatową udaliśmy się na Ischię, gdzie odbywało się zgrupowanie. Spotkałyśmy się w Neapolu i stamtąd promem z całą grupą popłynęliśmy na tę piękną wyspę…
jeśli uznasz ten tekst za wartościowy.Sprawdź, bo warto:
- E-book: Jak tanio podróżować
- Praca zdalna: pomysły na pracę online
- Język angielski: indywidualne lekcje online
- Workaway: 3 miesiące gratis z tym linkiem
- Znajdziesz mnie też tutaj: Facebook, Instagram