Targ, second-hand i dobra kawa, czyli zakupy idealne
Uwielbiam pchle targi i hale targowe. Cieszą mnie też tzw. okazje. Oto kilka relacji z moich ostatnich wizyt na targowisku i pchlim targu. Zobaczcie, co udało mi się 'upolować’. Będzie też coś o dobrej kawie…
Uwielbiam pchle targi i hale targowe. To moje ulubione miejsca na zakupy. Ostatnia wizyta na Teide porą wieczorową uświadomiła mi, że nie przetrwam zimy z tym, co mam obecnie w szafie. Trzeba mi więcej długich rękawów i ciepłego. Mieszkając w UK przyzwyczaiłam się do nabywania ciuchów nagłej potrzeby w tzw. charity shopach – to takie second-handy, prowadzone zazwyczaj przez organizacje charytatywne lub fundacje, do których ludzie oddają niepotrzebne rzeczy w dobrym stanie. Można tam nabyć nie tylko ciuchy, ale książki, filmy DVD, ozdoby do domu, meble, i wiele innych akcesoriów, które po pierwsze mogą okazać się zupełnie nowe, czasem jeszcze z metką, a po drugie oryginalne i niepowtarzalne. Ja zawsze wyhaczę tam coś interesującego. Kiedy nagle podczas zimnego angielskiego maja 'wyskoczył’ mi wyjazd do Andaluzji, charity shopy okazały się niezawodne. Kiedy za 2 sukienki i krótkie spodenki płacę 4 funty, to już wiem, co uratuje sytuację w stylu: „nie mam co na siebie włożyć”.
Nie inaczej jest podczas moich podróży. Kiedy przedłużył się mój pierwszy wyjazd do Portugalii (z miesiąca zrobiły się trzy) i letnie ciuchy przestały wystarczać, czapkę, szalik i sweterek kupiłam w second-handzie w Lagos. Na Kanarkach tego typu miejsc jest stosunkowo mało (chyba że w większych miasteczkach, w których mieszkają Brytyjczycy i to oni zazwyczaj prowadzą takie sklepiki. Po używane rzeczy chodzi się tutaj na RASTRO, czyli pchle targi. Na Teneryfie jest ich kilka. W Santa Cruz, na przykład, odbywają w każdą niedzielę przy porcie, a w Puerto de la Cruz w każdą środę i sobotę. Rok temu kupiłam na nim plecak i legginsy za zawrotną kwotę …€3!. Tym razem, czyli przedwczoraj nabyłam więcej łupów. Sami zerknijcie na niektóre z nich 😉
Zobacz też moje wcześniejsze, niewiarygodne okazje zakupowe w tym wpisie:
Tymczasem w ubiegłą sobotę poznałam mercadillo w La Guancha (Mercado del Agricultor de La Guancha) niedaleko Icod de los Vinos. To prawdziwy raj dla osób lubiących lokalne produkty, warzywa i owoce od rolnika, bez oprysków, organiczne, jaja od szczęśliwej kury (polecam Finca Pachamama i przeuroczego właściciela); dobrej jakości rękodzieło i naturalne kosmetyki.
Z Puerto jedzie tutaj autobus 363, ale uwaga – jeśli trafi się akurat niemiecka grupa trekkingowa z przewodnikiem, przygotuj się na miejsce stojące i mało komfortowy przejazd (ok. 40 min). Szczerze mówiąc, jak zobaczyłam kolejkę do tego autobusu, to zwątpiłam i nie wierzyłam, że przyjdzie mi do niego wsiąść.
Mało tego, jeśli będziesz chciał/a wsiąść na dalszym przystanku (nie tym początkowym w Puerto) może się okazać, że kierowca się w ogóle nie zatrzyma. Tak było wówczas, kiedy jechałam do Guancha. Po prostu było już za dużo ludzi w autobusie, ku konsternacji i rozczarowaniu osób oczekujących na ten kurs na kolejnych przystankach. A już zupełnym hardkorem okazała się wymiotująca (do maseczki! ) i poza nią, ok. 12-letnia dziewczynka, której było mi potwornie żal. Jej mama dwoiła się i troiła, aby wszystko usunąć z podłogi za pomocą chusteczek higienicznych, które miała w torbie. Ja też cierpię na chorobę lokomocyjne i bardzo współczułam temu dziecku. To nie była przyjemna jazda 🥴😳.
Targ w La Guancha funkcjonuje w weekendy do 14.30. Jeśli jedziesz autobusem z Puerto, to musisz wysiąść na przystanku o nazwie La Uvi. Następnie kierujesz się do stacji benzynowej, przy której musisz po partyzancku przekroczyć jezdnię, jeśli Ci się uda. Mnie zajęło to chwilę. Przeżyłam. [zobacz filmik poniżej]
Awocado, cytrusy, papaje, pomidory, dynie i szczęśliwe jaja były moimi łupami zdobycznymi. Taniej i zdrowiej niż w supermarkecie. Wartość dodana- spotkanie ciekawych osób.
Wracając do hali targowej w Puerto de la Cruz to funkcjonują tam też małe prywatne stoiska i sklepiki. Jeden z nich przyciągnął moją uwagę. Jak wiecie jestem smakoszem kawy i każdy dzień zaczynam od pysznej Americano. Tak, wolę Americano średniej mocy, czyli kawę w dużym kubku zaparzoną w zaparzaczu typu Italian Moka. Od wielu lat korzystam z takich zaparzaczy i kawa z nich wychodzi chyba najlepiej. Chociaż czasem lubię też French press, zwłaszcza jeśli potrzebuję tej kawy więcej. Kawę poranną piję z miodem lub miel de palma, czyli nektarem palmowym, który jest produktem lokalnym z La Gomery- jest pycha! W smaku to kombinacja karmelu i miodowego syropu.
Moimi ulubionymi są kawy aromatyzowane, np. w Polsce zawsze kupuję kawę mieloną marki SATI, bo mają tam do wyboru najróżniejsze smaki, np. orzech laskowy, Irish cream, wanilia, karmel czy czekolada.
Sklepik, o którym piszę (La Ruta de Ar.y.Sab (Aromas y Sabores) jest prowadzony przez starsze małżeństwo. Kiedy przyglądałam się jak dzieciak w sklepie z zabawkami dużym słojom wypełnionym cudnymi ziarnami i studiowałam z mozołem aromaty i smaki zastanawiając się, którą wybrać, pan właściciel momentalnie pojawił się przede mną i zaoferował pomoc. U mnie proces decyzyjny przebiega trudno, ale w końcu zdecydowałam się na kawę z pomarańczą i czekoladą. Jest pycha! Jedyny minus to cena, bo tego typu przyjemności, na wagę, są dość kosztowne. Na miejscu tę kawę można zmielić i dostosować jej grubość do rodzaju zaparzacza. Bez względu na cenę, raz na jakiś czas, robię sobie taki ’treat’ czyli mały prezencik tylko dla siebie. Ewentualnie dla specjalnych gości ;). A potem się delektuję…
Zobacz też:
*Jeśli moje teksty blogowe i posty podobają Ci się lub znajdujesz w nich przydatne informacje, będę szczęśliwa, jeśli zaprosisz mnie na wirtualną kawę, która pomoże mi w dalszym prowadzeniu i finansowaniu bloga, i zdecydowanie doda energii, aby znów coś napisać.
Lubisz Kanarki? Zerknij na ostatnie posty TUTAJ.
Sprawdź też, bo warto
- E-book: Jak tanio podróżować do nabycia tutaj w sklepie lub na Amazonie w wersji anglojęzycznej na Kindle.
- Praca zdalna: pomysły na pracę online
- Język angielski: indywidualne lekcje online
- Alternatywa zawodowo-podróżnicza: Workaway
- Znajdziesz mnie też tutaj: Facebook, Instagram
Hello! I’m visiting from the Puerto de la Cruz Facebook page.
I loved your post. Like you I buy all my nearly all clothes second hand and can’t resist charity shops and flea markets. I have to be careful not to get carried away as I only travel with a carry-on bag.
The charity shop in Puerto de la Cruz has some lovely clothes and we really enjoyed the car boot sale at the Anglican church, too.
The farmer’s market sounds wonderful, maybe next year!
PS I also write a blog!
Thanks a million for the comment. I also visit Anglican Church rastro every first Saturday odf the month. However, mercadillo municipal every Saturday is best for vintage clothes.