Napiszę, bo ludzie pytają 🙂 Skąd ja się na tej la Palmie znowu wzięłam? I co tym razem robię na kolejnej kanaryjskiej wyspie? Gdzie mieszkam? Jaki jest powrót do workaway‘a i dlaczego się na niego zdecydowałam?
No to po kolei.
Po blisko 5 miesiącach przerwy wróciłam na „1/2 etatu” do workaway‘a, bo znalazłam fantastyczną miejscówkę. Kto śledzi bloga, wie, o czym mówię, a kto nie, może zerknąć TU.
Kiedy w grudniu wyjeżdżałam z Francji i obrałam azymut na Teneryfę, kompletnie nie wiedziałam gdzie i jak długo pozostanę. Czyli standard:) Nie miałam też pojęcia czy będzie to workaway, czy też wynajęte lokum. Czas pokazał, że jak zwykle na mojej drodze stanęli pomocni ludzie: na Teneryfie Gaby (klik: Gaby Tenerife na Facebooku) i na Gomerze Ania (klik: Ania Lomi Lomi ). Dzięki temu udało mi się z dobrym skutkiem “posiedzieć” na dwóch różnych wyspach. poświęcając się całkowicie swoim sprawom. Myślę też, że odpoczynek od workawaya był mi potrzebny, bo przy wszystkich jego zaletach, jeśli chcesz zająć się czymś innym – są też wady.
*Workaway tzw. pełnoetatowy, czyli 5h / dziennie to idealne rozwiązanie dla kogoś, kto nie ma żadnych innych zobowiązań. Natomiast jeśli miałbyś najpierw pracować dla swojego hosta tę wymaganą liczbę godzin, a potem jeszcze robić swoje rzeczy, to robi się z tego 10-godzinny dzień pracy. To oznacza, że wracamy do punktu wyjścia, czyli mojej sytuacji przed wyjazdem z Polski, totalnego zmęczenia i zniechęcenia tym, co się robi. To byłoby oczywiście kompletnie bez sensu. Zatem mój plan był taki, aby zająć się tylko tym, co ważne, popracować trochę zdalnie i poczekać jak się sytuacja rozwinie.
No i teraz nadszedł właściwy czas, a wypadki potoczyły się tak, jak chciałam. Szukałam hosta z atrakcyjną lokalizacją, u którego przy okazji odpocznę i nie narobię się osioł. Znalazłam!
Pomagam 3-3.5 g /dziennie (ogródek, malowanie itp.) w cudownej Casa Margarita u Niemki Margarity i jest to MOJE WYBAWIENIE od kompa, bo inaczej zamieniłabym się już totalnie w cyborga. Te trzy godziny pokrywają mieszkanie, natomiast jedzenie zapewniam sobie sama.
W pierwszym tygodniu po przyjeździe pomagałam trochę w ogrodzie, a potem podjęłam się bardziej kreatywnych zdań. Przemalowałyśmy nudny żółty pokój gościnny na morski, w fantazyjne fale i dałyśmy mu nową nazwę “dolphin room”, czyli pokój delfinów 🙂 Na ścianie zawisły dwa obrazy z delfinami autorstwa Margarity. Aby kupić farbę do pokoju, wybrałyśmy się do specjalistycznego sklepu z farbami w Los Llanos, gdzie – ku mojemu zaskoczeniu, dowiedziałam się bardzo przydatnych informacji na temat doboru kolorów przy aranżacji wnętrz, o których nie miałam pojęcia. Bardzo kompetentny pan pomógł nam wybrać właściwy odcień farby, na naszych oczach pięknie ją skomponował i wymieszał w specjalnej maszynie. Może nie wiecie, ale w takich sklepach można sobie wybrać dowolny kolor i jego dowolny odcień z całej palety miliona możliwości:) Na przykład kilkanaście odmian białego! Tak na marginesie, to przy moim procesie decyzyjnym, to kiepska sprawa. Ja chyba wolę mieć do wyboru dwie opcje.
Potem malowałam ławeczkę ogrodową i dwa krzesła. Mój przyjazd zbiegł się także z transformacją małego pomieszczenia gospodarczego na łazienkę. Poniekąd uczestniczę w tym pomyśle, bo po pomalowaniu ścian na biało jestem na etapie tworzenia kamiennej posadzki pod nowym prysznicem. Na razie jest duży projekt w skali 1:1 na tekturze. Używamy do tego zielonkawych kamyków z plaży, które układam w kształcie mandali- to będzie podłoga w kabinie prysznicowej. Będę robić też klosz do lampy z ozdobnego papieru i pomaluję okienne ramy w salonie.
Tak się składa, że miesiąc po moim przyjeździe Margarita wyjechała na 5 tygodni – zatem sama jestem sobie sterem, żeglarzem, okrętem i nikt się nie wtrąca do tego co, jak i kiedy robię 🙂 W domu jestem teraz ja, Roman (Niemiec, drugi workawayer, handy man) kot Charlie, który pojawia się i znika, i gekony:) Dom kopułowy wynajęła Esther.
Poza krótką listą zadań mam się generalnie zająć domem, roślinami, przygotować napoje kiedy odbywają się warsztaty (np. jutro odbywają się kolejne warsztaty ustawień rodzinnych) i stwierdzam z radością, że taki system, to układ prawie idealny.
A co po godzinach? Poprzez grupę La Palma -Wyspy Kanaryjskie, której moderatorem jest Marian, poznałam kilka osób, które spędzały wakacje na wyspie i z nimi udało mi się zobaczyć kilka fajnych miejsc. Jest też Sabina, Polka, właścicielka restauracji La Vitamina, która pokazała mi Los Llanos. O Polakach na wyspie będzie oddzielny wpis.
W grupie La Palma -Digital Nomads też co chwilę ktoś się ogłasza z propozycją wyjścia na hike, spotkania itp. Tak że nudzić się nie można. Chyba, że się bardzo chce 🙂
Życie na wyspie toczy się normalnie, knajpy, restauracje i sklepy są czynne. Co niedziela w Los Llanos odbywa się targ warzywno-owocowy oraz targ staroci. Gdyby nie (okropne) maski na ludzkich twarzach, byłoby prawie doskonale.
Słów kilka o Casa Margarita. Kto śledzi fan page na Facebooku, zapewne widział już zdjęcia. Casa Margarita ma dookoła przepiękny ogród, z którego roztacza się widok na ocean (zjawiskowe zachody słońca każdego wieczora za darmo) i góry.
Mam dla siebie duży pokój z super wygodnym łóżkiem, stolikiem do pracy przy laptopie, szafą i b. wysokim sufitem w stylu kanaryjskim, po którym wieczorem harcują gekony.Jak tylko zapada zmrok, zaczynają polowanie na muszki i komary. Biegają po suficie i ścianach jak nakręcone i wyglądają przy tym bardzo zabawnie. Bardziej przypominają małe szczurki, niż jaszczurki. Nie jest łatwo sfotografować je z bliska, bo są bardzo ruchliwe. A te moje w dodatku wydają przekomiczne dźwięki! Trochę to przypomina odgłos gumowych zabawek do kąpieli dla dzieci po naciśnięciu:) Dla mnie to brzmi trochę jak kwakanie, trochę jak skrzek żaby, a może gruchanie i jeszcze trochę jak coś, czego nie umiem nazwać. Nigdy wcześniej nie słyszałam gekona, aż do teraz.
Pokój jest od wschodu, więc w upalne dni po południu może przynosić ulgę. Ale ja i tak głównie pracuję na zewnątrz pod markizą przy stoliku z widokiem na basen, ocean, ogród i zachód słońca: )
AKTUALIZACJA:
Z ogromnym smutkiem umieszczam tę informację, ale wszystko, co zobaczyliście na tych zdjęciach i przeczytali w tekście powyżej, już nie istnieje. Casa Margarita, jak i całe Todoque zostało pochłonięte przez lawę po erupcji wulkanu Cumbre Vieja we wrześniu 2021. Więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ.
Sprawdź też, bo warto: